Rok później postawiłem swoje pierwsze kroki u Kamela na Helu. W tym roku po wcześniejszym zasięgnięciu opini na kiteforum wybrałem się na kontynuację szkolenia do rsz.
2 tygodnie szkolenia to 2 tygodnie huśtawki. Z jednej strony bardzo fajni instruktorzy. Mojego ( nie powiem kto żeby nie było wazeliny




No, ale niestety jest jeszcze druga strona medalu. I nie piszę tego złośliwie, ale mając nadzieję, że kiedy ponownie wrócę do rsz to tego problemu już nie będzie. Sprzęt i organizacja. Nawet będąc w pełni dyspozycyjny o każdej porze dnia początkujący nie ma praktycznie szans dojść dalej niż do body dragów w ciągu tygodnia(no może stanie na desce), i nie zakończy kursu do III IKO w ciągu 2 tygodni. Problem z latawcami rozkłada szkolenie. Do tego zbyt krótki kontakt z instruktorem też uniemożliwia korektę błedów. I coś czego strasznie nie lubię: ciągła walka o w/w. Wiem, że kite to już nie tylko sama pasja, ale ja właśnie z takim nastawieniem przyjechałem do rsz. Wiem też, że nie jest to specjalne działanie ekipy rsz. Swoją drogą to bardzo fajni ludzie. Zimas zresztą z tego co widziałem bije najlepszych swoimi skokami na wodzie. Widziałem, że sami byli wkurzeni tą niemocą. Ale tak czy inaczej ja przyjechałem na szkolenie. Cały ten mój przydługi wywód ma mieć raczej charakter mobilizujący, bo chciałbym tam jeszcze wrócić, tym bardziej, że mój syn też rozpoczął przygodę z kitem w rsz i będzie dalej się uczył. Może to przemijający problem( Zimas przywiózł parę desek i trapezów w trakcie więc pewno i latawce zakupi ), ale niestety trafił na mnie.
Tak czy inaczej wszystkie minusy nie przesłaniają plusów- dopiąłem swego. Kite stał się moją pasją.
Na koniec- tytuł może za ostry- kit na pewno nie, mam nadzieję że wkrótce kITE pełną gębą.