co ja bym zrobił gdybym musiał się liszować?
(a pływam z liszem do chicken loopa - polecam TYLKO doświadczonym żeglarzom)
a) przepiął lisza na on-shit handle i się liszował
b) chwycił on-shit rękąi się i się zliszował
c) w sytuacji niebezpiecznej wypiął WSZYSTKO w pi....
Doswiadczenie mam takie - mialem sytuacje wymagajaca liszowania bowa wlasnie owego wietrznego (ale dla niektorych feralnego) dnia. Podczas skoku pekly mi przednie linki (obie). Sytuacja nie do pozazdroszczenia - na szczescie stalo sie to przy ladowaniu a nie w najwyzszym punkcie lotu wykonanego nad plytka woda (a loty tego dnia jakie byly kazdy wie). Mysl o tym, ze moglbym zleciec jak kamien z deska na nogach na te plycizne troche zniecheca mnie do lanserki blisko brzegu, choc pewnie i tak pokusa zwyciezy

Wracajac do temtu - latawiec zachowal resztki sterownosci (jak rowniez, niestety, baaaardzo duza czesc mocy) pozostajac zaczepionym na linkach sterujacych i 'piatej'. Nie musze chyba tlumaczyc, ze odpuszczanie baru g*** dawalo. Po zawietrznej nie bylo praktycznie nikogo, kto moglby zlapac latawiec, zwalenie szmaty na wode nie daloby zbyt wiele, choc pewnie zmniejszyloby tempo w jakim zblizalem sie do Chalup pod warunkiem, ze udaloby mi sie ja utrzymac na wodzie, a przy tym wietrze wrecz rwala sie do loty. I chociaz i tak mialem ochote udac sie do miasteczke zeby wrzucic cos na dno mojego cierpiacego z powodu doskonalych warunkow zoladka, to przeciez nie w takim stylu.
Odpialem lisza z czikenloopa i po kilku probach udalo mi sie przepiac go na oh-shita. Liszowanie i sytuacja opanowana. Natomiast doswiadczenie jest takie, ze latawiec wciaz generowal spora moc, krecil sie troche zanim spadl (choc na szczescie nie byla to znana w Waroo spirala smierci) i, co najwazniejsze, przy tym wietrze bardzo mocno szarpal za jedna linke, na ktorej wisial. Wniosek jest taki, ze trzymanie reka za oh-shita nie wchodzi w gre, chyba, ze ma sie uscisk Pudziana (przynajmniej nie w przypadku niewielkich kulek, ktore znajduja sie na koncu moich linek sterujacych). Mam ochote dorobic tam sobie jakies uchwyty, bo nastepnym razem sytuacja moze byc na tyle nerwowa, ze nie pozwoli mi przepiac lisza do malego ringa na oh-shicie). Tym razem na szczescie skonczylo sie tylko 2-godzinnym dlubaniem w kuli linek i glonow, ktore sprawialy wrazenie, ze zrosly sie ze soba w symbiotycznej wiezi...
Dla poczatkujacych, ktorzy nie plywaja unhooked ale robia juz obroty przydalby sie naprawde jakis obrotowy element przy haku trapezowym - wtedy moznaby przypinac lisza do oh-shita. Obecnie to rozwiazanie jest nie do zaakceptowania, a przepinanie lisza na oh-shita w akcji praktycznie nierealne. Zostaje puszczanie wszystkiego w pi**u a z tym kazdy kajciarz bedzie zwlekal, byle nie za dlugo.