
Opiszę tutaj w skrócie historię budowy mojej łejwówki, przerobionej z deski windsurfingowej. Może komuś się przyda, może kogoś zachęci albo zainspiruje. Nie jest to kompletna instrukcja jak zbudować deskę, raczej skrócone sprawozdanie pokazujące jak to wygląda.
Zaczęło się dawno temu od pomysłu - zrobić deskę do surfowania z kitem. Po dłuższym zgłębianiu tematu desek wiedziałem już mniej więcej czego mi trzeba i z czego to wykonać. Wśród ogólnie dostępnych materiałów do budowy największy problem stanowił rdzeń - niedostępność styropianowych blank'ów i kłopot ze znalezieniem substytutu udało mi się rozwiązać dzięki kumplowi który robiąc porządek w garażu postanowił pozbyć się starego zawadzającego WS'a.
Oto i on:

Tak, postanowiłem rozpruć tego klocka i wykorzystać (jeśli będzie to możliwe) rdzeń. Ku mojej nieukrywanej radości okazała się nim być pianka PU. Wytrzymalsza i lepsza w obróbce od styropianu. Wielkość i kształt jej pozwalał mieć nadzieję, że da się coś z tego stworzyć:

Kolejny etap to projekt. Duży research w internecie aby dowiedzieć się jak powinna wyglądać idealna dla mnie deska.
Zdecydowałem, że będzie to: Shortboard, długość: 6', szerokość 18 3/4 ", thruster, squash tail. Oczywiście strapless.
Jeśli chodzi o kształt (outline) z pomocą przyszła pewna stronka, umożliwiająca pobranie szablonów, które wystarczy wydrukować i posklejać.
http://greenlightsurfsupply.com/templates.aspx - widzę, że nie ma już możliwości dowolnego pobierania, ale wystarczy poprosić i przyślą mailem.
Szablon z którego korzystałem miał nie taką rufę jak planowałem, więc konieczna była mała przeróbka.

Gotowy szablon wycięty z kawałka gumowej wykładziny:

Zanim zająłem się outlinem trzeba było nadać właściwy kształt spodu rdzenia tj rocker. Nie miałem tu bardzo dużo możliwości, trzeba było się dopasować do kształtu jaki już miałem, więc głównie zwiększyłem podgięcie dziobu i wprowadziłem delikatny rocker na rufie.
Tarka do ziemniaków to tutaj największe odkrycie


Szlifowanie ujawniło niestety niedoskonałości materiału z jakiego korzystałem. Ogromna ilość ubytków, szczególnie na spodzie. Pozbywanie się ich przedłużyło prace nad deską prawie dwukrotnie... Ale o tym później.

Po odrysowaniu kształtu

przechodzimy do wycinania outline (z małym zapasem):

Po wyszlifowaniu krawędzi mamy coś takiego:

I tutaj popełniłem mały błąd. Szablon miał długość 6', czyli tyle ile było w planie. Deskę zmierzyłem jednak dopiero po wycięciu i wyszlifowaniu i okazało się, że brakuje 2 cali! Zapomniałem o krzywiźnie i o tym, że jej długość nie jest równa długości deski. I tym sposobem wyszło mi 5'10"

Widoczny na zdjęciu otwór pozostał po starej skrzynce.
Po doszlifowaniu na odpowiednią grubość, zająłem się krawędziami:

Tak wyglądało to po szlifowaniu, z zaklejonym kawałkiem pianki otworem po skrzynce:

Tutaj uwaga: krawędzie w tylnej części deski powinny być ostre. Jednak laminowanie takich ostrych kantów byłoby trudne i prawie na pewno tkanina dobrze by nie przylegała. Rdzeń powinien być więc dosyć mocno zaokrąglony i dopiero potem krawędzie nadbudowane z żywicy.
Gdyby nie serowe dziury, rdzeń nadawałby się już do laminowania (lub malowania).
Niestety trzeba było sobie jakoś z tym poradzić. Jedyne sensowne rozwiązanie, po sprawdzeniu innych, to szpachla (lekka - aby nie zwiększać niepotrzebnie wagi). Zdecydowanie najgorszy i najmniej przyjemny etap. Kilkadziesiąt godzin kładzenia kolejnych warstw szpachli, szlifowania i znów uzupełniania powstających na nowo ubytków. Nie mam zdjęć, chyba dlatego że chciałem zrobić to jak najszybciej i zapomnieć o tej męczarni.
Kolejna rzecz to malowanie. Postanowiłem najpierw położyć farbę a potem przeźroczysty laminat, co miało zapewnić dużo większą trwałość grafiki. Wzór na jaki ostatecznie się zdecydowałem, po długich przemyśleniach miał mieć 4 kolory. Farba użyta przeze mnie to tani (10 zł./szt), samochodowy lakier akrylowy - wyczytałem że taki nie rozpuszcza się od żywicy, co potwierdziło się później.
A więc na początek 3 kolory:

Okazało się trudniejsze niż myślałem, cud że wyszło aż tak dobrze - taka farba w spreju jest jednak mało precyzyjna i zrobienie ładnych przejść to spory problem.
Dalej oklejanie, aby położyć na to wykończenie w kolorze czarnym:

Po psiknięciu i odklejeniu taśmy efekt był niezły:


Szkoda że wygląd taki nie pozostał do końca ale o tym później...
Kolejny etap - laminowanie. Tutaj dylemat był spory od samego początku. Jak grubą tkaninę i w ilu warstwach położyć aby wytrzymałość była wystarczająca a jednocześnie waga w normie? Trudno było znaleźć informacje na ten temat. Zdecydowałem się położyć po 3 warstwy na dno i pokład, tkaniny 220 g/m3. Tkanina typu S, żywica oczywiście epoksydowa. Całość zamówiłem ze strony http://www.surfpol.pl Muszę przyznać, że jestem zadowolony z tego zakupu, głównie z żywicy. Zamówiona przeze mnie - LG 385 + utwardzacz HG 385 - zgodnie z opisem nie wydzielała totalnie żadnego zapachu, nie wymaga wygrzewania, daje ponad godzinę czasu zanim zacznie żelować i podobno nie wydziela żadnych trujących substancji - w przeciwieństwie do poliestrowych, z którymi ciężko byłoby pracować bez odp. maski.

Zdecydowałem się wszystkie warstwy "zawijać" (freelap) dla większej wytrzymałości końcowej. Proces wyglądał mniej więcej tak:
Zaczynamy od dna deski. Szkło docięte w odpowiedni kształt, nacięcia na rufie i przy dziobie dla łatwiejszego zawijania:

Wylewamy żywicę:

Rozprowadzamy za pomocą plastikowej szpachelki:

i , po odpowiednim nasączeniu ściągamy nadmiar i zawijamy brzegi:

Po całkowitym stwardnieniu należy zeszlifować i wygładzić zawijane końcówki aby kolejna warstwa dobrze przylegała i nie było żadnych nierówności (przy pierwszym szlifowaniu należy uważać na grafikę którą łatwo uszkodzić). W użyciu drewniany klocek owinięty papierem ściernym:

Po zalaminowaniu deski dwukrotnie z obu stron i małych testach stwierdziłem że jest już na tyle wytrzymała i sztywna, że zrezygnowałem z ostatniej, trzeciej warstwy, co było chyba małym błędem.
Następny problem do rozwiązania, nad którym głowiłem się dość długo, to skrzynki statecznikowe. Można by z nich zrezygnować i wstawić stałe finy, ale chciałem ułatwić transport i umożliwić eksperymenty z różnymi finami. Zrezygnowałem z zamawiania skrzynek z drugiego końca Europy bo podwoiłoby to koszt budowy. Postanowiłem zrobić je sam wg własnego projektu. Gdyby ktoś chciał mam szczegółowe rysunki. A prezentowały się tak:

Plastikowe płytki złączone nitami, z nakrętką wałeczkową. Było z tym trochę zabawy, ale działają wyśmienicie.
Gdzieś w necie wygrzebałem jak powinny być umiejscowione finy, jakie odchylenie od osi (toe in) i jakie odchylenie w pionie (cant). Te dwa ostatnie kąty w kajtowych deskach powinny być nieco mniejsze niż surf.
I tak wycinamy otwory:

Po dwie łatki dla wzmocnienia:

Wszystko dobrze przesączone żywicą:

Po wyszlifowaniu małe uzupełnienie ubytków oraz krawędzi:

I na koniec 2 warstwy żywicy (gloss coat, hot coat) dla uzyskania gładkiej powierzchni i połysku.


Niestety laminat jaki uzyskałem nie dawał pełnej przeźroczystości. Szczególnie boki, tam gdzie było dużo szlifowania zrobiły się bardziej szare niż czarne. Ale ogólnie było ok.
Na tym etapie pozostało już tylko dorobić finy. Użyłem do tego plastikowej płyty, tej samej która posłużyła do budowy skrzynek, dzięki czemu grubość pasowała idealnie. Należało tylko wyciąć kształt i wyszlifować krawędzie.
Gotowe. Trochę wosku i można iść na wodę!


Niestety nie mam praktycznie żadnego zdjęcia dechy zaraz po skończeniu budowy ani, co gorsze, z pływania.
Na koniec małe podsumowanie. Budowa zajęła mi bardzo dużo czasu i ciągnęła się prawie przez 2 lata. Nie trwało to aż tyle, były przestoje. Mimo wszystko pracy było więcej niż się spodziewałem. Fakt - starałem się, z wieloma sprawami dosyć mocno się pieściłem, próbowałem uniknąć większych błędów co chyba się udało.
No ale przejdźmy do najważniejszego. Efekt mojej pracy jest dokładnie taki na jaki liczyłem. Deska nie tonie ;], pływa i to dobrze. Co więcej jest taka jaka chciałem żeby była. Przede wszystkim łatwa, co jest nie bez znaczenia dla początkującego łejwiarza. Już pierwszego dnia potrafiłem się wczuć i czerpać przyjemność z jazdy. Osoby testujące zwykle chwalili moje "dzieło". Deska ważyła ok 4 kg w komplecie z finami, więc całkiem nieźle.
Jeśli chodzi o wady - brak przekładki na pokładzie (np drewnianej) spowodował że był on dosyć miękki i robiły się wgniecenia.
To normalne w typowych deskach surfingowych więc nie przejmowałem się zbytnio. Ale postanowiłem zrezygnować ze skakania , aby niepotrzebnie nie ryzykować. Mimo wcale nie delikatnego traktowania, trzymała się nieźle. Raz złamał się fin, ale to podczas koziołkowania po plaży przy wietrze +40 kts.
Pięknie służyła przez cały sezon aż do pamiętnego, wrześniowego sztormu...
Duża fala zmiotła mnie w jakiś niefartowny sposób tak, że hakiem od trapezu nadziałem moją śliczną w 2/3 wysokości. Efekt: dziura wielkości kciuka.
Nie wyglądało to jednak strasznie, laminat dokoła w porządku. A że warunki takie raz w roku, pływałem dalej. I to był błąd o czym przekonałem się już za chwilę. Kolejna wywrotka, tym razem całym ciałem wpadłem na dechę. No i poszło - w miejscu dziury, podwójne pęknięcie w poprzek, na pokładzie i bokach. To był oczywiście koniec tego dnia. Ale tragedii nie było, 2 dni roboty, duża łata, trochę szlifowania, dorzuciłem jeszcze jedną warstwę laminatu na topie dla pewności i śmiga dalej. Aktualnie wymaga małych wizualnych poprawek ale działa. Trudno powiedzieć czy jedna warstwa laminatu więcej uchroniłaby ją przed pęknięciem. Wzmocniłem jednak dla świętego spokoju. No i nie boję się już skakać

Może się teraz nasuwać pytanie: Czy warto się w to bawić?
Jeśli chodzi o koszta to materiały kosztowały mnie ok 300 zł., więc stosunkowo niewiele. Ale gdyby przeliczyć na złotówki poświęcony czas...
Jeżeli ktoś ma trochę czasu, trochę miejsca w piwnicy oraz lubi takie majsterkowanie to myślę że warto. Ja nie żałuję, ciekawa zabawa i sporo satysfakcji.
P.S. Jakby ktoś miał pytania, chętnie odpowiem.
P.S.2 Mam nadzieję że kolegom WSowcom nie zaczną nagle znikać deski
