To może i ja się podzielę moimi ostatnim sztormowymi doświadczeniami.
Poniedziałek - trochę późno na wodzie bo dopiero przed 18 i jazda do zmroku. Było mega, fala w Świnoujściu długa i równa. Tak długich przejazdów jeszcze nie miałem. Wiatr 35 węzłów pozwalał na jazdę bez pracy latawcem - linki napięte i latawiec nie spada.
Ale to tak była jedynie rozgrzewka przed dniem następnym. Wtorek - akcja downwind Uckeritz -> Świno. Jakieś 20 km orania fal bez konieczności halsowania pod wiatr
6 metrowych fal raczej tam nie spotkałem, ale 4+ były. Początek nie za wesoło, do Bansinu wszędzie kołki - trzeba było się pilnować. Dalej już jazda na maksa i tylko 3 razy molo do ominięcia. W użyciu oczywiście cały czas surfboard, bez strapów naturalnie. Chociaż mieliło wielokrotnie, setki metrów dragowania do spieprzającej deski; nie zamienił bym jej wtedy na inną. Oczywiście ze strapami byłoby duuużo łatwiej i nieraz uratowałyby przed crashem. Ale to nie strapów mi brakowało tylko umiejętnośći!
Zdecydowanie najlepsze 2 dni sezonu i nawet zmasakrowana deska na koniec nie popsuła mi zbytnio humoru, naprawi się.
Freestyle jest super (przynajmniej póki zdrowie pozwala), ale wave... wielu już to wie, a większość do tego dojrzeje. Potrzeba tylko czasu
