
Głęboka noc. Budzi nas jakiś rumor na korytarzu za ścianą!!! Jakieś chaotyczne bieganie po schodach i głuchy krzyk: "Pali się, wychodzić!!!"
Pewnie mi się coś śniło, myślę, i w takim półśnie patrzę na zegar. Jest ok 03.30 na zegarze, kładę się z powrotem.
...ale krzyki i bieganie nie cichną!!!
Słyszę: "Szybko, szyyyybkooo...!!!", a za oknem pojawiają się niebieskie, błyskające światła.
A jednak to prawda. Mój dom się chyba pali!!!
Szybko wstaję, serce wali jak młot. Za oknem wóz bojowy Straży Pożarnej
"Co się k**** dzieje???" - myślę
Ubieram się szybko i wychodzę przed dom, przed którym biegają strażacy, krzycząc do siebie: "Szybciej, k...wa, szybciej!!!!!!!" i biegną z wężami po schodach, na górę.
Wychodzę dalej wgłąb podwórza, odwracam głowę i to co widzę jest nie do opisania
Z wierzchołka dachu wychodzą jęzory płomieni i chmura dymu!!!
"JESUS MARIA, MÓJ DOM SIĘ PALI !!!"
W pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że przecież na poddaszu mieszka sąsiad Marek z rodziną (żona, trójka małych dzieci i stary ojciec) i gorączkowo szukam go wśród biegających i stojących na podwórzu sąsiadów.
"Gdzie Marek ???" - krzyczę, ale po chwili zauważam go nerwowo idącego przez podwórze.
-"Gdzie dzieciaki???" - pytam
-"U sąsiadów!"
Odczuwam ulgę po usłyszeniu, że wszyscy z góry są bezpieczni...
...i przychodzi mi już tylko wbić wzrok w przerażający widok, który wyłania się przed moimi oczami
"MÓJ DOM SIĘ PALI !!!" - nie wierzę, stoję jak w hipnozie.
To jest niewiarygodne, ale czuję się tak jakby to się nie działo naprawdę, jakbym ogladał jakiś film, jakbym śnił...
"Dlaczego oni tego nie gaszą???" - krzyczę w myślach, a płomienie przebijają się na zewnątrz. Dach pali się otwartym ogniem!!!
"Boże, mój dom się pali!!! Mój rodzinny dom się pali !!! Nie !!! To nie jest jawa, to jest sen !!! Przecież to niemożliwe, żeby mój dom się palił !!! Po prostu niemożliwe !!!" - tłuka mi sie po głowie myśli.
A jednak to prawda - PALI SIĘ !! Pali się mój dom !!!
Strach, przerażenie!
Co teraz będzie???
Może ugaszą i skończy się na nadpalonym lekko dachu???
Jednak nie !!!!
Ogień przenosi się na wieżę, choć wydawało się, że już jest ugaszony, bo w środkowej części już się zrobiło ciemno...
...a jednak, ten podstępny potwór jakby cichaczem, niczym wąż, przenosi się na wieżę.
U podstawy widać nieśmiałe jęzory wychodzące na zewnątrz
"Gaście to, k...wa, gaście !!!" - krzyczę w myślach.
Ogień obejmuje już połowę wieży, a spadające dachówki odsłaniają czerwoną bestię, która pożera MÓJ DOM !!!
Nagle ogień znika. Myślę:" Może jednak, może się udało ???"
...jednak nie! To było tylko chwilowe uśpienie. Coś jak przyczajenie sie przed ostatecznym atakiem.
Płomienie wybuchają ze zdwojoną siłą, by po chwili objąć swoim zasięgiem prawie całą wieżę.
Płonące belki strzelają niczym nafaszerowane jakimiś pociskami, które wystrzeliwują niczym komety w górę, zostawiając za sobą dymne ogony!!!
Płonie mój dom, dociera do mnie, naprawdę płonie mój dom!!!
Płonie miejsce, gdzie pierwszy raz spojrzałem na ten świat, gdzie postawiłem swój pierwszy krok, gdzie powiedziałem pierwsze słowo!!! Płoną moje wspomnienie, płonie moje życie!!!
Przygladam sie już tylko beznamiętnie ze łzami w oczach, wymieniając tylko od czasu do czasu jakieś spostrzeżenia z sąsiadami stojącymi obok.
Ogień robi sie coraz mniejszy. Strażakom udaje się ugasić !
Budzi się świt, a naszym oczom coraz wyraźniej zaczyna się ukazywać makabryczny obraz sterczących kikutów wieży i czarne dziury w dachu.
Mój dom wyglada, jak obdarty żywcem ze skóry, jak zamęczony, zmaltretowany przez jakąś niepohamowaną niszczycielską siłę.
Ogień zrobił swoje - zmaltretował i oszpecił MÓJ RODZINNY DOM !!!
Dogaszanie trwa, błyskają jeszcze koguty wozów strażackich i radiowozów.
Strażacy się powoli zwijają, zostawiając na zabezpieczeniu jeden wóz.
Wracam do mieszkania by napić się gorącej herbaty i przytulić się do moich dzieci i przerażonej Hani.







http://www.youtube.com/watch?v=j1BKAPK0rFQ
P.S. Na szczęście nic się nikomu nie stało!!! Stróż pobliskiego zakładu zauważył ogień i wezwał Straż, gdy ogień był jeszcze w zarodku. Gdyby nie to...
...nawet nie chcę myśleć!!!
Marek z rodziną są bezpieczni w lokum zastępczym, gdyż jego mieszkanie zostało prawie doszczętnie zalane(nie spłonęło). Jak na razie niczego mu nie brakuje, ale w razie potrzeby ma w końcu sąsiadów.
Sąsiedzi poniżej mają zalane mieszkania w mniejszym, lub większym stopniu, czyli usuwanie szkód, remonty, malowanie...
...ale najważniejsze, że wszyscy żyją i nikomu nic poważnego się nie stało.
Życie toczy się dalej.
Pożar minął.
Wspomnienia tej nocy pozostaną do końca życia.