Tam - były mega szkwały... latawiec ztrymowany o 50% wyrywał mnie z wody - skakałem jak żaba.
największym problemem była fala - duża - która skutkowała ciagłym mnie zalewaniem na prawym halsie....
(nie ukrywam że puszczenie pawia dużo pomogło

Chodzi o to ze trzymałem kurs na prawo- kierunek klify przez dobre 2 godziny i w tym czasie nie bylo pomocy..
Swoj latawiec - musiałem trzymać w powietrzu... bo dzieki temu byłem widoczny i miałem mozliwość jakiekolwiek poruszania sie ...
naprawde ciesze się, że wszystko sie skończyło dobrze....
.. ale powiem ze gdybym otrzymał pomoc - jak bylem 200m od brzegu - kiedy jej pierwszy raz wzywałem (deska byla za mna jakies 50m) to potoczyloby sie to inaczej...
ps. mam nadzieje ze deseczka sie znajdzie - naprawde...

