Tłumu nie było
, cztery kity.
Na końcu miałem przygodę (Mincek i Zackbuster już się zwinęli), zgubiłem dechę, nie dałem rady się do niej dohalsować. Wróciłem po drugą deskę, znalazłem pierwszą, ale miałem kłopot z nabraniem wysokości z dwoma, a jeszcze ta druga "majtająca" się deska zliszowała mi kieta. W sumie "wylądowalem" w trzcinach ok. 300m za spotem, zwinąłem zabawki i ruszyłem w stronę twardego lądu. Nie życzę nikomu podobnych doświadczeń - tam jest z 300m trzcinowisk z oczkami wodnymi z metrowym mułem (czarnym i pięknie pachnącym), trzciny dorodne i gęste, podłoże nierówne, jeden krok na pół metra noga wpada, drugi na metr. W sumie zajęło mi to trochę czasu targanie całego majdanu. Felo zaczął się niepokoić moim zniknięciem, szukał mnie i nawoływał, ale o ile go słyszałem z wiatrem, to moje wrzaski do niego nie docierały. Nabawiłem Mu stresa, jak mówił, już chciał dzwonić po jakąś pomoc.
Jak walczyłem w mule, to delikatnie mówiąc nie byłem szczęśliwy, ale z perspektywy kilku godzin jestem zadowolony z wypadu.