Aloha!
Mała fotorelacja z gorących brazylijskich klimatów coby rozgrzać trochę wasze zmysły, zmarzłe tyłki i wqur.. trochę fotkami
Nie będę raczej wiele pisał bo ciężko jest opisać kite'owy raj.. Zdjęcia więcej mówią niż słowa i prawdą jest, że jak ktoś tu raz zawita to już nie chce nigdzie indziej jeździć, a Egipt wydaje mu się jakimś kiczowatym turystycznym żartem..

Hotelik trafiliśmy chyba jeden z fajniejszych w Cumbuco. Pierwsza linia brzegowa, kilkaset metrów od centralnej części wioski. Latawce pompowaliśmy na trawniczku koło baseniku i praktycznie startowali spod hoteliku (wave).


Spocik przy Cumbuco i przy naszym hoteliku wygląda tak:

Mieliśmy też do dyspozycji naszego zajebistego bugi (wiele zniósł i nawet się nie psuł zbytnio), którym autostradą (czytaj plażą) jeździliśmy na pobliskie lagunki. Generalnie blisko Cubuco (pod dwóch jego stronach) są dwie fajne lagoonki: jedna ze słoną wodą (w górę wiatru, downwind powrotny) i druga ze słodką wodą (w dół wiatru, downwind w tamtą stronę).




Bugi faktycznie kosztuje nieco więcej niż zwykłe auto ale ja nie wyobrażam sobie innego środka lokomocji tam. Ta bestia naprawdę wjeżdża wszędzie i potrafi pomieścić 6 osób + sprzęt dla 5 osób pływających.
Nasze kobitki to były w niebo wzięte i chyba oszalały ze szczęścia. W sumie trudno im się dziwić.

My też nie mogliśmy raczej na nic narzekać

Pływanie wyśmienite na małych rozmiarach (11m tylko raz wyjąłem z torby). Gdy się chce pić to wychodzisz z wody na moment, podjeżdża koleś na osiołku z kokosami (za 2 zeta), nie odkładasz nawet latawca, pijesz zimnego kokosa i jazda dalej

Wave'ik też całkiem niczego sobie. Fale nie są może jakieś super (przynajmniej w okolicy Cumbuco) ale frajda jest.

Miejscowi wymiatają naprawdę kokretnie (ale to już trochę dalej od Cumbuco w stronę Paracuru):

Ale jeden miejscowy stwarzał poważne zagrożenie dla innych jak wychodził na wodę. Bliskie spotkanie z nim to była pewna śmierć

Paracuru też oczywiście odwiedziliśmy gościnnie (niestety ja już tam nie pływałem, dlaczego to zobaczycie nieco niżej).

Natomiast mnie jakoś nie powaliło specjalnie to miejsce powiem szczerze. Oczywiście fajna lagunka niedaleko Taiba. Ale jakoś klimat naszej małej rybackiej wioski bardziej mi przypadł do gustu. W Cumbuco jest w zasadzie wszystko czego trzeba (płaskie lagunki, wystarczający wave, ekstra klimacik i super żarcie w kanjpcje Toa Toa gdzie czuliśmy się jak byśmy byli częścią tamtejszej rodziny).
Aaaaa... jeszcze jedną rzecz warto zobaczyć, a mianowicie Lagoona Banana w głąb lądu. Tam się nie pływa na kajcie ale za to naprawdę urokliwe miejsce to jest. No i ta zjeżdżalnia!!!!.. to jest mega niezapomniane przeżycie. Mają kolesie wyobraźnię żeby wywalić na konkretnej wydmie kawał wora, doprowadzić wodę i zagwarantować niezłe wrażenia.. Naprawdę się nieźle cykałem jak tam jechałem. Prędkość zjazdu jest przej...

No i tak miło i sielankowo przebiegał pierwszy tydzień naszego pobytu. Potem niestety był jeden feralny dzień zarówno dla mnie jak i dla Bizona. Wiecie jak to jest po paru dniach pływania.., szybki progres i wydaje Ci się, że możesz już naprawdę wiele. I tu niestety rutyna i brak wyobraźni może zgubić. Ja zacząłem robić mega kiteloopy na 20 cm wodzie, a Bizon zaczął biegać po rafie

No tak to się niestety skończyło, że wylądowaliśmy w pobliskiej klinice, a nasze laski szybko zmieniły obiekt zainteresowań (żarcik).

Bizon do szycia, ja podejrzenie złamania ręki w łokciu (skończyło się na nadłamaniu kości i obyło się bez operacji). Bizon po kilku dniach wrócił na wodę (cały obandarzowany..hehe). Ja niestety nadawałem się już tylko do noszenia latawca Oli, która naprawdę zrobiła mega progres


Potem był Mikołaj. Ale nie przyjechał na saniach z reniferami tylko przypłynął na kajcie oczywiście

Na koniec wnerwię trochę wasze kubki smakowe..hehe.. Żarcie tam (w naszej ulubionej knajpcje Toa Toa) to naprawdę jest orgazm w ustach. I w Toa Toa ceny często o połowę tańsze niż w knajpkach kilka metrów dalej. Mniam... mniam..

Wrócę tam na bank

Udział wzięli: Adiq, Monika, Bizon, Karolina, szed, Ola.