Hej,
W końcu udało mi się namówić Apacha. Wiało sporo ale mega nierówno. Na jednym halsie potrafilem raz wachlować a zaraz potem wciskać pięty żeby mnie nie poturbowało. Najpierw wyskoczyłem na 10, ale chodziła jakoś dziwnie, chyba przez nierówność wiatru. Potem odpaliliśmy 16, który był bardziej stabilny i na nim dało radę pochulać. Ze skokami było ciężko bo zajmowałem się raczej ratowaniem życia
straty:
- 2 razy lądowałem na tamie (raz nie zadziałał mi system przytrzymywania chicken loopa własnej roboty - zaraz go wyrzucam do śmieci i kupuję coś oryginalnego i przetestowanego)
- straciłem jednego fina w skywalkerze 155
- Apache odkrył rozdarcie na mojej V4 (wcześniejsze).
zysk:
- dwie uśmiechnięte i zadowolone mordy.
A oto fotki:
Pozdro