Zbierałem się do napisania kilku zdań o wyjeździe już od powrotu, ale po prostu nie miałem do tej pory siły po tak intensywnych 15 dniach kiteowania.
Nie sądziłem że to powiem, ale dopadła nas klęska urodzaju. Calutki pobyt, nie było dnia bez pływania. 2 dni były na większe latawce (14m+), a reszta to 9m a przez 4 dni to był taki gwizdek że nawet 6,5m, było w użyciu (którego wziąłem tak bez wielkiego przekonania że się przyda). Po 10 dniu pobytu, kiedy otwieraliśmy rano okna i wiało, to widać było na twarzach cień smutku, jakby do kamieniołomów do roboty się cała grupa wybierała. Nic dziwnego skoro pod koniec brygada wyglądała jak drużyna zombie, styrana nadmiarem wietrznego szczęścia, z licznymi obrażeniami jak po wojnie (złamania, zwichnięcia, naderwania, obicia, otwarte rany itp - wszystko można było znaleźć) Ale jak to po wygranej wojnie, wszyscy bez wyjątku wrócili szczęśliwi z wyuczonymi nowymi trikami. Zaraz ktoś powie jak moja żona, że "przecież można było nie latać mimo że wieje", ale chyba wszyscy zgodzą się że byłaby to profanacja i nie mogliśmy odpuścić jak wiało
Wiatr dopisał, ale czymże byłby sam wiatr bez wspaniałego towarzystwa. Tu dopisało jeszcze lepiej niż z wiatrem. Część była na 2 tygodnie, część na pierwszy, a reszta na drugi tydzień, jednak wszyscy bez wyjątku świetni i chciałbym w takim towarzystwie spędzać każde wakacje. Ale jestem pewien, że zobaczymy się jeszcze na nie jednym wyjeździe / spocie.
parę fotek z wyjazdu:
ekipa z pierwszego tygodnia
ekipa z 2 tygodnia
spocik z widokiem na mangrowce
gdyby kózka nie skakała...
lansik
wielbiciel ozonów
Michał startuje do Polski
"Dźastina" odlatuje
ja i hooked railey
spotkaliśmy tez i Steve'a
Józek stuningował kite'a
Teraz kilka informacji dla osób, które nie były a wybierają się w przyszłości do Hamaty:
"piżamkę" trzeba trzymać krótko (za nos)
więcej fotek tutaj https://picasaweb.google.com/1014852441 ... directlink
"Miasto":
Hamata leży ok 180km na południe od Marsa Alam i jest to prawie koniec świata. Nie wygląda to jak Egipt, ale już właściwie jak Sudan (do którego jest ok. 150km). Wioska Hamata składa się z 2 sklepów, 2 restauracji, szpitala, budynku armii egipskiej, małego portu i kilkudziesięciu ...hmm "domków" skleconych z płyty pilśniowej i blachy falistej. Ogólnie jest to wioska w której mieszkają głównie Beduini. Dookoła jest pustynia, góry no i oczywiście morze, poza tym nic.
najlepszy sklep w mieście
W Kapsztadzie coś takiego nazywali "nieformalnym osiedlem mieszkalnym" - tu to poprostu Hamata
Hotele:
W okolicach Hamaty są w chwili obecnej 4 hotele. Wadi Lahamy Azur 4* (dostępne w ofercie polskiej), Zabargad 3*, Lahamy Bay 5* (dostępne w ofercie niemieckiej) i wioska nurkowa Eco Village z namiotami i bungalowami. W każdym z nich dostępne jest centrum nurkowe, w Lahamy Bay spot windsurfingowy. W żadnym z nich nie ma spotu kitesurfingowego. Lahamy Bay, spory, ładny ale i dość drogi. Zabargad jak na egipskie 3* nie jest zły, ale już dość draśnięty ząbkiem czasu i nie ma opcji all inclusive.
Nasz hotel Wadi Lahamy Azur, nie robi szałowego pierwszego wrażenia, bo pomieszczenie gdzie znajduje się recepcja, jest dość słabe, jednak potem z każdym momentem zyskuje. Jak na tak mały hotel (120 pokoi) jest położony na całkiem sporym terenie, z pięknym ogrodem, 2 basenami i ładną, acz miejscami skalistą plażą. Ani z basenu, ani z plaży prawie nikt nie korzysta (max 3-5 osób), bo reszta mieszkańców hotelu jest po prostu albo na łodzi albo na spocie kajtowym. Także jeśli ktoś zamierza zabrać ze sobą rodzinę to niech lepiej zabiorą dużo książek do czytania i swoje zabawki
Restauracja ładnie położona przy plaży z dużym tarasem. Jedzenie było naprawdę bardzo dobre i prawie nikt nie miał większych kłopotów żołądkowych. Śniadania jak wszędzie cały czas to samo, ale na obiady i kolacje codziennie inny rodzaj kuchni. Na obiadach miałem okazje być tylko dwa razy, bo wiadomo że przebywa się cały dzień na spocie i zresztą na obiedzie było tylko kilkanaście osób (choć jedzenia było pełno). Zamiast obiadu na spot zabiera się lunchboxy (trzeba zamówić w recepcji dzień wcześniej), które pozwolą jakoś przetrwać do kolacji.
Pokoje też dość przyzwoite jak na egipskie 4*. Obsługa miła i uczynna (tylko "piżamka" nie wzbudzał zaufania kelnerów ), nie wyciąga sama łapy po napiwki (choć wiadomo że chętnie wezmą jak im się da). Ogólnie hotel odebrałem bardzo pozytywnie.
Spot:
Czyli to co tygrysy lubią najbardziej Spot moim zdaniem najlepszy w Egipcie. Kite Village położona jest przy piaszczystej lagunie, obok rezerwatu mangrowców. Dno jest dość długo tylko piaszczyste i faktycznie nie potrzeba na tym spocie butów (a uwierzcie mi jak tylko widzę jakieś kamyki to zakładam buty na deskę). Trochę dalej jest łączka z traw morskich, a już daleko od brzegu, na skraju laguny dopiero zaczynają się koralowce. Ogólnie tak na oko patrząc mamy obszar ok 2km x1km do bezpiecznego pływania. Nie wolno natomiast pływać bliżej niż 200m od mangrowców, co w chwili obecnej jest dość surowo egzekwowane przez stacjonującą obok armię egipską. Jak kogoś zauważą to potrafią zamknąć na kilka dni spot. Mangrowce natomiast można sobie odwiedzić na piechotę.
Na spocie w pierwszym tygodniu było dość tłoczno (naliczyliśmy w jednym momencie 65 latawców na wodzie), ale wszystko ładnie podzielone - pływający na lewo, uczący się na prawo w "danger zone", trenujący triki trzymali się pomiędzy jedną a drugą strefą, więc ogólnie mimo tłoku nie było jakiś większych problemów z pływaniem.
W lagunie występują dość spore pływy. Bywa że wody jest po kostki i pływać można, ale skakanie w takiej wodzie wiadomo jak się może skończyć. Najwyższy stan wody przesuwa się codziennie o ok 40min do przodu i występuje 2x na dobę. Czyli jeśli we wtorek mamy najwyższy stan wody ok 12:00 i 00:00 to w środę będzie on ok 12:40 i 00:40. Stan wody widać dość dobrze po drzewach mangrowca - kiedy mają pień zatopiony, to można skakać bez zagrożenia
Często wieje na początku dnia lekko offshore (nie zapomnijcie zapinać leasha ) i potem kierunek zmienia się na onshore.
Co do samej infrastruktury, to jest to całkiem spora baza. Rejestracja zaraz po przyjeździe na wejściu, dostaje się swojego boxa, pokazują i tłumaczą co gdzie i jak - wiadomo. Są toalety, prysznice, bar z całkiem niezłym jedzeniem (5 euro za danie), shisha bar, mycie latawców (2e), suszarnia. Nie ma co prawda kompresora, ale wszędzie leżą pompki, i co ważne spora ilość woreczków z piachem do przytrzymania latawca. Startowanie, lądowanie tylko za pomocą beach boy'ów i z krańca plaży.
Co do rescue, to w odpowiedzi na posty z forum informuję, że silnik jest już zamontowany na łodzi cały dzień (a nie jak kiedyś w szopie) , ale samo działanie rescue to pozostawia wiele do życzenia. Jak już ktoś jest właściwie w porcie, dawno przeciągnięty po rafach koralowych i nieźle podtopiony, to dopiero ruszą tyłek do łódki i płyną po delikwenta. W Red Sea Zone w El Gounie to jak przez 5 min nie udało mi się postawić latawca z wody to już koleś stał przy mnie łódką i zwijał mnie mimo moich protestów Poza tym przez pływy czasami nie za bardzo jest jak tą łódź wysłać po potrzebującego. Faktycznie to rescue jest w kite village słabiutko rozwiązane. Zamiast gościa siedzącego z lornetką na dachu recepcji i łódki której nie ma jak użyć, powinni łódź zaparkować na skraju rafy i posadzić w niej kolesia. Pomocy potrzebują przecież ci których zniosło na głęboką wodę a nie na wodzie po kolana. Także trenujcie self rescue
Za bazę płaci się 60e za tydzień i 95e za 2 tygodnie. Wszystko w bazie bierze się na krechę i na koniec reguluje się rachunek. Na dojazd z hotelu do spotu zapisać się trzeba dzień wcześniej i odbywa się o godz 9:00 / 9:30 /10:00. Można dostać się też o innych godzinach prosząc na recepcji hotelowej o zadzwonienie do kite village, ale wtedy przygotujcie się na godzinne czekanie aż im się zechce po was przyjechać Koszt transferu to 3e dziennie i płaci się jak za wszystko - na koniec.
Jak nie wieje to organizują jakieś zajęcia zastępcze - np. wypad na snorkling na pobliskie wyspy (warto, bo jest bardzo ładna rafa). Co jeszcze nie wiem bo wiało całe 15 dni Można też zrobić sobie wypad kitem na pobliskie dwie wyspy, ale nie można na nich lądować (rezerwat ptaków). Wypłynięcie na wyspy trzeba też zgłosić w bazie.
Zazwyczaj raz w tygodniu organizują w bazie beach party z muzyczką i ogniskiem, a płaci się tylko za shishę i drinki. Polecam.
Acha i półdzikie wielbłądy nadal są choć latają na dość sporym terenie i nie łatwo je zauważyć, ale ślady zostawiają wszędzie.