
wolałbym, żeby taka sytuacja się nie powtórzyła bo szkoda $$$
polecacie jakieś leash'e do desek??
pozdro
Fordon pisze:Sa dwa typu smyczy do desek: zwykla i "kolowrotkowa".
Ziomek. pisze:Fordon pisze:Sa dwa typu smyczy do desek: zwykla i "kolowrotkowa".
obie wybijają zęby i obie się zrywają
podstawowa różnica to cena i to że w kołowrotkową "lepiej" się można zaplątać a i łatwiej utopić np na falach..
peace
Rigus pisze:W tym roku na Zatoce (jako początkujący oczywiście )zgubiłem deskę 2 razy .
1 raz zgubioną deskę odebrałem po powrocie po 1.5 miesiąca na Półwysep , 2 raz odzyskałem ją prawie od razu - będąc blisko brzegu szybko pobiegłem do najbliższej szkółki i poprosiwszy z Bossmana z Surfbrother udało się szybko wystartować motorówką i ją namierzyć(dziękuję jeszcze raz bo klientów wtedy było dużo i musieli być na moment nie obsługiwani...)
Oprócz faktu samego zgubienia bardziej wkurzał mnie fakt , że były warunki do pływania a ja mogąc być tylko kilkanaście dni w roku na Zatoce przerywam naukę na odzyskanie deski . Co jak opisałem wyżej trwało różnie długo.
Jak ktoś pływa to wie jaki to wku*w jak są warunki a tu człowiek na brzegu stoi .... Nic tylko wyjść z siebie i stanąć obok.
Widziałem zdjęcia i czytałem opinie z kf.com jednak zdecydowałem się i zakupiłem kołowrotkową i od jutra mam nadzieję coś popływam na Zatoce .
Nawet bez boardleash'a można zrobić sobie niezłe kuku na "kajcie" i wpisując w Google photos wounds/injures kitesurfing też można znaleźć dużo zdjęć , które mogłoby zniechęcić nie jednego (ale nie Nas) do kitesurfnigu . Nawet więcej , zdarzyły się wypadki śmiertelne ...
Po prostu nie zdzierżyłbym po raz kolejny faktu , że jadę 650 km , wchodzę na wodę i za parę halsów muszę walczyć bodydragując by za chwile organizować akcję ratunkową...
Bedę pływał w kasku.
apek pisze:W kwestii tego czy się używa leasha czy nie, na początek zachęcam do obejrzenia filmiku zamieszczony przez konia.
http://vimeo.com/66831919
Ten leash to raczej nie dlatego, że rider nie daje sobie rady z body dragami.
Kiedy KS dotarł do Polski, wszyscy jeździli z jednym leashem od latawca przyczepionym do nadgarstka, drugim od deski przyczepionym do nogi. Te od deski były jak je tu nazwano zwykłe proste lub spiralne i miały ok 3 m długości, a nie 1 m. Nie słyszałem wtedy o jakimś poważnym wypadku spowodowanym przez używanie leasha, a i ogłoszeń o zgubieniu deski też nie było.
Rigus pisze:W tym roku na Zatoce (jako początkujący oczywiście )zgubiłem deskę 2 razy .
1 raz zgubioną deskę odebrałem po powrocie po 1.5 miesiąca na Półwysep , 2 raz odzyskałem ją prawie od razu - będąc blisko brzegu szybko pobiegłem do najbliższej szkółki i poprosiwszy z Bossmana z Surfbrother udało się szybko wystartować motorówką i ją namierzyć(dziękuję jeszcze raz bo klientów wtedy było dużo i musieli być na moment nie obsługiwani...)
Oprócz faktu samego zgubienia bardziej wkurzał mnie fakt , że były warunki do pływania a ja mogąc być tylko kilkanaście dni w roku na Zatoce przerywam naukę na odzyskanie deski . Co jak opisałem wyżej trwało różnie długo.
Jak ktoś pływa to wie jaki to wku*w jak są warunki a tu człowiek na brzegu stoi .... Nic tylko wyjść z siebie i stanąć obok.
Widziałem zdjęcia i czytałem opinie z kf.com jednak zdecydowałem się i zakupiłem kołowrotkową i od jutra mam nadzieję coś popływam na Zatoce .
Nawet bez boardleash'a można zrobić sobie niezłe kuku na "kajcie" i wpisując w Google photos wounds/injures kitesurfing też można znaleźć dużo zdjęć , które mogłoby zniechęcić nie jednego (ale nie Nas) do kitesurfnigu . Nawet więcej , zdarzyły się wypadki śmiertelne ...
Po prostu nie zdzierżyłbym po raz kolejny faktu , że jadę 650 km , wchodzę na wodę i za parę halsów muszę walczyć bodydragując by za chwile organizować akcję ratunkową...
Bedę pływał w kasku.
jedi1 pisze:apek pisze:W kwestii tego czy się używa leasha czy nie, na początek zachęcam do obejrzenia filmiku zamieszczony przez konia.
http://vimeo.com/66831919
Ten leash to raczej nie dlatego, że rider nie daje sobie rady z body dragami.
Deski surf są zupełnie inną kwestiąTam leasha masz po to, żeby deska się nie roztrzaskała o skały i żeby dało się wrócić po glebie. Bez leasha fala zabierze deskę na brzeg, a wiatr na Cabo jest od brzegu. Robienie body dragów pod wiatr, kiedy mieli cię kilkumetrowa fala to proszenie się o kłopoty, dlatego leash jest potrzebny. Tak samo surferzy używają leasha, zwieksząjąc ryzyko oberwanie w głowę, bo jeśli zgubią deskę to powrót do brzegu może być niemożliwy. Dodajmy do tego, że deski surf nie mają twardych krawędzi.
Kiedy KS dotarł do Polski, wszyscy jeździli z jednym leashem od latawca przyczepionym do nadgarstka, drugim od deski przyczepionym do nogi. Te od deski były jak je tu nazwano zwykłe proste lub spiralne i miały ok 3 m długości, a nie 1 m. Nie słyszałem wtedy o jakimś poważnym wypadku spowodowanym przez używanie leasha, a i ogłoszeń o zgubieniu deski też nie było.
Jak już tak wspominasz stare czasy, to kiedyś latawce nie miały depowera, zrywki... W samochodach też nie było poduszek powietrznych, pasów... Na rowerze jeżdżono bez kasku, bo to wstyd...
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości