Wasyl wybałuszył porcelanowe oczy i warknął:
- Czego?!
Sinatra i Kloss całując się odlecieli na wielkim latawcu. Wasyl zdał sobie sprawę z tego, że majaczy. Przywołał się do porządku i rozejrzał w koło: Telewizor nie działał, a Marylka krzątała się przy stole. Zmęczony Żelazny Karzeł uznał, że jego stan jest karą za wszystkie złe uczynki i postanowił, że będzie dobry dla Marylki. Odłożył pogrzebacz i powiedział łagodnie:
- To podaj maleńka obiad na dwie osoby. Zjemy razem i pogawędzimy. Zdziwiona biedronka błyskawicznie nakryła i zniosła dymiącą wazę. Wasyl łapczywie zaczął chłeptać gorącą zupę na towocie, a biedronka z gracją ogryzała nogi mszycy.
- Słuchaj Maryla, - zaczął Wasyl - wiem, że nie najlepiej cię traktuję. Chciałbym ci to wynagrodzić. Możesz sobie dzisiaj pooglądać telewizję.
- Mnie Sinatra i Kloss nie interesują. - odparła biedronka. - To oni byli naprawdę!? - wrzasnął Wasyl. - To znaczy, że ze mną wszystko w porządku! - dodał i jednym walnięciem pogrzebacza zabił Marylkę.
Uspokojony usiadł na ganku i zakurzył fajeczkę zrobioną z kaloryfera. Siedział tak długo w błogim bezruchu. Pod wieczór przyszła burza i piorun zabił Wasyla na miejscu. Nad osmalonym kadłubem byłego Karła unosili się w objęciach Kloss z Sinatra, śpiewając na dwa głosy piosenki z repertuaru Ałły Pugaczowej.
Zmierzchało...
