wczoraj przez cały dzień jak pewnie okoliczni kajterzy wiedzą nieźle kuło...
oczywiście jak widzę taką pogodę, to koniami nie utrzymają mnie w boksie mego biura. punkt 16ta wyrąbałem z roboty, do chaty po sprzęt i parę minut po piątej już byłem w bytyniu.
wyjmuje więc wiatromierz i dokonuję pomiaru - średnia 21 węzłów w porywach do 28...
ehh, cholera cóś za mocno jak na moją trzynastkę
czekam...
przed 18 wiatr był mniej więcej taki, że w jednej chwili 9 węzłów, a minutę później 23. mimo wszystko nie wytrzymałem ciśnienia i wyszedłem na wodę.
jednak po 4 halsach, poddałem sie - pływanie było takie, że początkowo miałem problem z wejściem na dechę, bo niby już wkładałem stopę w footstrap a jak tu naraz nie walnie - i już znajduję sie 1,5m za deską - za moment muszę natomiast kombinować z linkami, bo latawiec spada z zachmurzonego nieba - masakra
i do tego ta zasyfiona woda - bleee...
ale suma summarum poczułem się lepiej - tak sie ostatnio zastanawiam, czy nie zamontować sobie w pokoju drążka - jak bym sie tak wpinał w niego raz dziennie na pół godzinki, to może taka terapia pomogłaby na mój ciągły głód kitesurfingowy...