Ponieważ zima idzie i sezon dobiega końca (no chyba, że ktoś przerzuca się na snowa) postawnowiłem jako zupełnie początkujący po szkółce wcisnąć kij w mrowisko i porozmawiać o tym jak się szkoliłem w "renomowanej" szkole na Helu. Żeby nie być odsądzonym od czci i wiary nie podam tu nazwy szkoły.
Zdziwiło mnie, jak w poscie "Jak nie należy tego robić" dowiedziałem się jak to się robi we Francji ... kilka godzin zrywania latawca ...
hmmm ja nie zrobiłem tego ani razu ...
Pierwszy dzień ..
nie było wiatru ... pół godziny z trenażerem i wystarczy - jeden instruktor - pięciu kolesi do nauki .. potem trzy dni bez wiatru, no ale możemy dokończyć później .. jedziemy do domu bo w przeciwnym razie zostaniemy alkoholikami

Dwa tygodnie później ...
wieje ledwo 11 ... ale próbujemy bodydragi (każdy aż po kilka razy wow!) .. jeden instruktor czterech kolesi jeden latawiec łączny czas trzymania latawca oceniam na jakieś 40 minut na głowę
Następny dzień .... nie wieje ... jedziemy do domu
Dwa tygodnie .. może jeszcze więcej później
Śliczny poranek ... kulamy się z przyczepy ... ja pie... ale wieje .. windsurfingowcy wchodzą w ślizg i ci co umieją i co nie

Przesiadam się na WS ale po dwóch godzinach szlag mnie trafia bo w końcu chcę się nauczyć na KS i przekonujemy instruktora że się da no i się daje ... ale za bardzo latawca nie ma ... i pianki jakieś dziurawe a zimno jak cholera. Ale dziś sukces - jeden latawiec jeden instruktor i "tylko" trzech kursantów. No i najważniejsze instruktor stwierdza, że właściwie to już jesteśmy po pierwszej części kursu


No więc wreszcie nie bodydragi (bo te opanowalismy juz na maksa po tych 40 minutach) ale decha ... jakieś 3 godziny (oczywiście we trzech do jednej) i nikomu nie udaje się wstać z wody. Mimo zapału, hartu ducha i sportowego trybu życia od dziecka ni h... nie dało rady ani jednemu z nas.
Ponieważ w międzyczasie sprzęt się rozleciał, a spod dziur pod pachami w piance nieziemsko wieje, to daliśmy sobie już spokój ze szkoleniem ....
Po powrocie do domu obejrzałem film i dowiedziałem się że nie stawia się dechy od razu do kursu pod wiatr ale najpierw dziobem w stronę latawca ... profesjonalny instruktor nie zauważył błędu przez 3 godziny.
Zastanawiam się czy łaczny czas mojego kontaktu z latawcem wyniósł więcej niż 3 godziny ... hmmm chyba nie a może może nawet 4 .. zajebiście

Napisałem najkrócej jak to możliwe pomijając wiele szczegółów coby nie zanudzić ale wierzcie mi nie wierzę w profesjonalne szkoły. Na szczęście nie mam sobie do zarzucenia że jestem frajer ostatni bo nie zapłaciłem całej kwoty za kurs. Zresztą i tak przepłaciłem słono bo za taki "profesjonalizm" nie powinni dostać ani złotówki. Na szczęście zapał pozostał i z nastaniem sezonu kupię sobie latawiec i pewnie kilka razy skończę jak koleś ze wspomnianego na początku posta i wyląduje w krzakach ale przynajmniej będe miał pretensje tylko do siebie.
A i proszę właścicieli szkółek nie licytować się, że "mogłeś zapisać się do mojej" bo głupio będzie jak się wyda

Pozdrawiam wszystkich kochających wiatr
Bitter