Dokonałem produkcji bez ładu i składu. Jakimś dziwnym trafem okazało się, że mam na lapie 1/3 skręconego materiału z Tajlandii. Wyszedł filmik z nudną środkową częścią i całą resztą bez sensu.
Dla rejsiarzy jest środek klipu. Pierwszy zwrot to mega dobra technika. Reszta to podskoki i zabawa podczas zwrotów – tak się nie robi na zawodach. Poza tym jestem dumny z moich ruf – widać je tylko niestety przy słabym wietrze (od 02:00). Przy wietrze 10 wzwyż robi się to bajecznie a przy 15 plus to rejsowy rock&roll. Uczucie max prędkości i pełnej kontroli podczas zwrotu jest dla mnie strasznie motywujące. Niestety nie widać pozycji latawca ale po linkach można się domyśleć że kajt jest cały czas w max power zonie i kończy zwrot będąc tuż na wodą.
Cała trudność zwrotów przez rufę to utrzymanie napięcia linek
Jadąc w dół wiatru automatycznie podjeżdża się pod latawiec, luzują się linki i dupa – strata sterowności latawca, spadek prędkości włącznie z wypadnięciem ze ślizgu a to oznacza niestabilną deskę i tym samym spacery stóp po pokładzie zakończone glebą. Cały trik mojej rufy polega na tym, że napięcie linek reguluje się jazdą na wewnętrznej krawędzi – nic nie robię z rękoma, żadnego pompowania baru itp. Nawet nie patrzę na latawiec ani linki. Czuję zmniejszające się siły na linkach naciskam bardziej krawędź i zmniejszam promień zwrotu. Czuję napięcie – jadę szerokim łukiem. To jest lepsze niż rufa na windsurfingu

Dla wszystkich na koniec sposób lądowania latawca w power zonie – mój ulubiony
Dla turystów – trochę jaskiń i grot ułożonych tuż przy morzu.
Giertych byłby zachwycony system szkolnym w Tajlandii - uczniowie mają jednakowe nawet białe podkolanówki
A minister zdrowia powinien zabrać wszystkich decydentów NFZ i pojechać na roczny staż, aby zobaczyć jak wygląda cywilizacja

– to co żona ma na nodze to jest powietrzny gips (air-cast) regulowany poduszkami powietrznymi wewnątrz buta.
Wszystko załatwione w 90 minut włącznie ze wszelkimi podstawowymi badaniami i RTG (oczywiście jak ze Star Wars)
