

Górlikowski: "Pokonanie Lisewskiego - to nie są Himalaje"
Od ponad tygodnia odbywa się w internecie i mediach sąd na gdańskim kitesurferem Janem Lisewskim. Przez myśl mi nie przeszło, że aż tyle osób w Polsce i na świecie wie jak się powinno organizować ekstremalne wyprawy, przepływać Morze Czerwone, otrzymywać wizę Arabii Saudyjskiej, obsługiwać GPS, słowem jak się zachowywać by nie przynieść kitesurfingowi, Gdańskowi, Polsce i podróżnikom wstydu.
Najczęściej ci eksperci używają słów kretyn, genetyczny zjeb, żenujący, co bardziej radykalni życzą mu śmierci szczególnie jeśli chodzi o wątek walki z rekinami.
Nie podejmuje się obrony Jana Lisewskiego tym bardziej, że on sam milczy o wyprawie i np. o braku saudyjskiej wizy. Być może jest przekonany, że błędu nie popełnił. Nie zgodził się nawet o tym mówić w moim reportażu, który w czwartek ukazuje się w Dużym Formacie. Wystarczyło by na chłodno powiedzieć gdzie powstały błędy z winy organizatorów, a na co wpływu mieć nie mogli. To milczenie moim zdaniem jest kolejnym jego błędem, ale cóż, taka jest wola oskarżonego. Ktoś kto podejmuje się wyczynu, a tym samym chce by było o nim głośno, musi się liczyć z głośną krytyką gdy ten wyczyn się nie uda. Jednak to co się dzieje w przypadku Jana Lisewskiego już dawno krytyką nie jest. To zwykły lincz organizowany nie tylko przez internetową tłuszczę. Szokująca jest zawiść, a wręcz nienawiść do kitesurfera.
Rozumiem gdy robią to anonimowi internauci, którzy Morze Czerwone znają jedynie z ekstremalnej wyprawy do któregoś z egipskich kurortów z asekuracją all inclusive. Gdy jednak robi to Michał Kochańczyk znany trójmiejski alpinista, polarnik, żeglarz i podróżnik sprawa robi się niesmaczna. Kochańczyk wysłał do gdańskiego urzędu list, w którym żąda by zbadano dlaczego dział promocji dał 40 tysięcy złotych Lisewskiemu na wyprawę nad Morze Czerwone.
Zdaniem Lisewskiego to pieniądze za promowanie miasta na tej wyprawie, jak i podczas wszystkich zawodów kitesurfingowych w 2012 roku. Znany alpinista ma prawo jak każdy obywatel Gdańska żądać wyjaśnienia tej umowy promocyjnej, ale nie rozumiem po co w liście, który nie przypadkiem dostał się do mediów używa w stosunku do Lisewskiego epitetów: żenujący, kompromitujący, nieodpowiedzialny, nieprofesjonalny? Dlaczego dopiero teraz krytykuje przepłynięcie Lisewkiego przez Bałtyk, a kiedy to się stało w lipcu 2011 milczał. Staranie się o pieniądze na wyprawy alpinistów poprzez policzkowanie kitesurfera właśnie teraz, kiedy wszyscy to robią, jest biciem leżącego. Nie rozumiem tego, tym bardziej, że Michał Kochańczyk z reguły brał udział w trudniejszych przedsięwzięciach. Zamiast wdeptywać Lisewskiego w ziemię, mógłby podzielić się z nim doświadczeniem 20 lat starszego podróżnika. Janowi Lisewskiemu życzę by wyciągnął wnioski z nieudanej wyprawy, wnioski co do siebie, ludzi jak i sprzętu, a Michałowi Kochańczykowi jeszcze bardziej profesjonalnych i udanych wypraw, czasem w głąb siebie, może jest tam jakiś nie odkryty ląd, który dopuszcza popełnianie błędów.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Nie" gdańskiej opozycji dla Lenina i Lisewskiego
Gdańska opozycja krytykuje ostatnie pomysły promocyjne władz miasta. Chodzi o finansowanie wypraw kitesurfera Janka Lisewskiego i rekonstrukcję na bramie Stoczni Gdańskiej nazwy im. Lenina.
Oto pełna treść oświadczenia Wiesława Kamińskiego, przewodniczącego Klubu Radnych Prawa i Sprawiedliwości w gdańskiej Radzie Miasta.
"Z niepokojem obserwujemy działania podejmowane przez Prezydenta Pawła Adamowicza i podległych mu urzędników z Biura ds. Promocji Miasta, które w konsekwencji szkodzą wizerunkowi Gdańska, godząc w jego reputację.
Odnosząc się do ostatnich wydarzeń bulwersujących opinię publiczną uważamy, że:
1. Finansowanie osoby mającej rzekomo promować w świecie nasze miasto, która doprowadziła do skandalu, nie przestrzegając standardów międzynarodowych, a poprzez własną niekompetencję ośmieszyła również prężnie działające w naszym mieście środowiska podróżnicze, żeglarskie i alpinistyczne, podważa zaufanie do władzy publicznej. W naszym przekonaniu wyjaśnienie, dlaczego osoba bez niepodważalnego dorobku reprezentowała nasze miasto, jest niezbędne do odzyskania wiarygodności przez Prezydenta Pawła Adamowicza.
2. Decyzja o zrekonstruowaniu Bramy nr. 2 Stoczni Gdańskiej, co oznacza powrót do przestrzeni publicznej napisu "im. Lenina" i wizerunku Orderu Sztandaru Pracy, jest błędna, gdyż utrwala w świadomości społecznej symbole systemu komunistycznego. W naszym przekonaniu replika historycznej Bramy nr 2 mogłaby być elementem stałej wystawy prezentowanej w Europejskim Centrum Solidarności. Jeżeli Pan Prezydent, reprezentant Platformy Obywatelskiej, domaga się jednak dookreślenia nazwy stoczni, proponujemy: "imieniem inwestorów z Kataru".